Jesteśmy ludźmi kultury więc zawrzyjmy kulturalną umowę. Jeśli znajdziecie w tym tekście użyteczne z Waszego punktu widzenia wiadomości, udostępnicie na swojej stronie, fb czy insta link do strony z powieścią Australijskie piekło. Zgoda?
Decydując się na wydanie książki samemu, powinniśmy mieć świadomość, z czym to się je. Są ogromne, niezaprzeczalne plusy takiej metody publikacji, jak choćby:
● Większy zysk z każdego sprzedanego egzemplarza – nie wdając się w szczegóły, w klasycznym modelu będzie to około 7% od ceny na okładce (nie liczę promocji, które mogą obniżyć tę wartość o połowę), minus podatek; w modelu self publishing około 30% tej ceny. Musimy mieć przy tym świadomość, iż lwią część naszych zysków (stąd wartości są tak niskie) zabierze dystrybutor i księgarnie. Odrębną kwestią będzie dystrybucja własnymi kanałami sprzedaży, ale to syzyfowa praca. W przypadku e-booków proporcje te będą nieco lepsze, ale niskobudżetowemu wydawaniu książek w formie elektronicznej, poświęcę odrębny punkt.
● To my cały czas decydujemy o losach naszej książki, od nas zależy wygląd okładki, cena, nakład, ewentualne obniżki cen.
● To do nas należą prawa autorskie i w każdym momencie możemy zdecydować o udzieleniu licencji „dużemu” wydawcy. Oczywiście to mgła na wietrze, bowiem pies z kulawą nogą nie zainteresuje się jej drukiem. Być może to błąd, ale trzeba przyjąć, że wydawcy wiedzą, co robią, choć nie są nieomylni. Jeśli zaczynając swoją przygodę z pisarstwem będziecie mieli wybór – wydać klasycznie czy samemu, sugeruję to pierwsze rozwiązanie. Nieco inaczej sprawa wygląda, gdy w tej formie wydają autorzy o ugruntowanej rynkowej pozycji lub blogerzy.
Decydując się na taki model wydawniczy, musicie mieć świadomość ogromu pracy – poza pisarskiej, którą będziecie musieli wykonać. Niech świadczą fakty – osiągnąć sukces, idąc tą drogą, udało się nielicznym. Co nie znaczy, że jest to niemożliwe…
Popatrzcie na wyniki sprzedaży książki „Pięćdziesiąt twarzy Greya” E.L. James (Eriki Mitchell) czy „Marsjanina” Andy’ego Weira. Jednym słowem – spektakularne. A byli też inni, jak choćby Mark Twain, George Bernard Shaw, Lewis Carroll, Rudyard Kipling, Marcel Proust, Edgar Allan Poe, czy Erich von Däniken. Wszyscy oni płacili za wydanie swoich książek. Stephen King również podjął wyzwanie, jednak bez kontynuacji. W Polsce tą drogą, choć nie zawsze, szli na przykład: Aleksander Fredro, Juliusz Słowacki, Witold Gombrowicz, a ze współczesnych: Katarzyna Grochola, Olga Tokarczuk, Wojciech Cejrowski.
Decydując się na self publishing macie dwie drogi, ale w każdej z nich, to Wy ponosicie wszystkie koszty:
A) Model pełny, gdy po napisaniu tekstu, szukacie i opłacacie freelancerów: korektora, redaktora, łamacza tekstu, grafika, drukarnię, marketing, dystrybucję, magazyn itd. W dalszej części podam więcej szczegółów.
B) Model częściowy – zlecacie te wszystkie usługi jakiemuś wydawnictwu. Są takie, które mają to w swojej ofercie. Zyskujecie spokojniejszą głowę i pewną profesjonalność, ale nie za darmo. Spotkałem się z ofertą, z której wynika, iż w tym modelu wydanie dwustu stronicowej książki w formacie A5, w miękkiej, kolorowej okładce i w tysiącu egzemplarzy, to koszt rzędu dziesięciu tysięcy złotych. Lekko licząc, dwukrotnie więcej niż w modelu pełnym przy zbliżonych standardach wydawniczych. Ale nawet gdybyście chcieli postawić na bardzo dobrą jakość redakcji, grafiki i druku – co zalecam, Wasze koszty nie przekroczą ośmiu i pół tysiąca złotych, przy pozycji liczącej czterysta stron. Cały czas przypominam, że to są dane szacunkowe.
Przyjmijmy, że postanowiliście zająć się wszystkim osobiście.
- Okładka – niezwykle ważny element marketingu książki.
- Redakcja tekstu – niezbędna.
- Korekta – wstępna, po procesie redakcji i końcowa po składzie dzieła. Najlepiej, gdy wykonywana przez dwie niezależne osoby.
- Uzyskanie nr ISBN.
- Skład i łamanie tekstu – przygotowanie do druku oraz konwersja na czytniki, czyli do formatów pdf, e-pub i mobi.
- Druk powieści w nakładzie od 1000 do 2000 egzemplarzy.
- Promocja.
- Dystrybucja książek (hurtownie, sieci księgarskie, pakowanie i wysyłka).
- Własna w pełni funkcjonalna księgarnia.
- Prawne i fiskalne uwarunkowania związane z wydawaniem i sprzedażą książek.
Każde z powyższych zagadnień wymaga specjalistycznej wiedzy a przynajmniej grona dobrze zorientowanych i życzliwych ludzi. Z przyczyn oczywistych pominąłem kwestię napisania dzieła.
Postaram się udokumentować cały proces i przedstawić Wam na blogu gotowe rozwiązania z praktycznym komentarzem.
Okładka
Tu self-publisher ma wiele możliwości.
1. Nie mając pieniędzy, możecie zrobić okładkę sami. Niemożliwe! Nie z moim talentem graficznym! A jednak. Wejdźcie na stronę banku zdjęć Adobe Stock: https://stock.adobe.com/pl/ i zarejestrujcie się jako użytkownik. To nie jest darmowa opcja, ale pierwszych dziesięć zdjęć jest za free, więc po ich pobraniu wyrejestrujcie się z portalu. Wybierajcie grafiki rozsądnie, pod kątem okładki, ale i późniejszej promocji Waszego dzieła.
Drugim etapem jest skorzystanie z edytora okładek na stronie https://www.canva.com/. Oczywiście, jest tam płatna ogromna baza zdjęć, ale miało być za darmo.
Przykłady okładek wykonanych samodzielnie. Widać brak talentu, ale można.
2 komentarze
Co do okładki książki. Można oczywiście osobiście ją wykonać, ale koszt jej wykonania u grafika profesjonalnego, który już to wcześniej wykonywał i ma jakieś pojęcie czego oczekuje drukarnia, wcale NIE jest taki ogromny a zyskujemy kilka rzeczy:
– zajmuje się tym fachowiec
– przygotuje ją zgodnie z potrzebami drukarni
– Autor może “marudzić” i zmieniać kolory chmurki w lewym rogu okładki ile tylko razy chce.
– Zastosuje i czasami poradzi jaką czcionkę warto użyć.
– Zaprojektuje całość czyli pierwszą stronę, grzbiet oraz tylną [ owszem autor to także może uczynić, ale czy nie szkoda czasu?]
– okładki do e booków [wirtualne ] mogą mieć swoje oznaczenia czyli PDF, Epub, Mobi… Mogę się mylić ale kiedyś chyba firma która robiła mi konwersację plików prosiła o inny wymiar okładki do PDF, a inny do dwóch pozostałych. Skoro masz grafika on to ci zrobi szybko i bez problemu, a ty musisz się nagłówkować i nie zawsze dobrze to wychodzi.
– Jakby co, to od ręki możesz mieć także okładkę do audio [ jeżeli na płycie cd ] to potrzebny jest kwadratowy wymiar i przydałby się na niej nazwisko lektora…
Sorry, że może się niektórym wydać iż marudzę ale zawsze jest dobrze jeśli można poznać zdanie drugiej strony. Najlepiej aby GRAFIK miał już kontakt z projektowaniem okładki i współpracował z jakąś drukarnią, przestrzegam przed “artystami” – choć podziwiam ich pracę – ale oni widzą przeważnie swoją wizję a odzywa się brak znajomości z drukarnią i wtedy koszt wykonania może poszybować mocno w górę.
Pełna zgoda, warto współpracować z fachowcami. Swoją drogą drukarnie podają u siebie na stronach wymogi jakie muszą spełniać przesyłane pliki. Warto zawrzeć w umowie z osobą zajmującą się składem i łamaniem (może to być grafik od okładki), że przyjęcie dzieła nastąpi po zaakceptowaniu plików przez drukarnię.